zieleń lasu, czuje, jak w tej samej chwili, gdy w przejmuj

zieleń lasu, czuje, jak w takiej samej momencie, gdy w przejmującym bólu uchodzi z niej życie, jej kły coś rozdzierają, czuje, jak tryska krew, oraz wie, że nie wie już nic więcej... a czółno pracuje dalej, poważne dziś jak z ołowiu, ponad rozdzierającym bólem w jej brzuchu oraz czerwoną mgłą przesłaniającą jej oczy, oraz jej łomoczącym sercem, w cichej sali, gdzie nie słychać nic, poza szelestem czółna oraz cichym terkotaniem kołowrotka, w jej uszach stale brzmią krzyki... zachwiała się w swoim transie, wycieńczona... przechyliła się, opadła na krosna oraz leżała tam bez aktywności. Po jakimś czasie usłyszała głos Maliny, ale ani jej nie odpowiedziała, ani się nie poruszyła. – Och! Gwyneth, Morg... Matko, czy ci słabo!? Och Boże, chce tkać, a później zawsze od tego choruje... Uwain! Accolon! Chodźcie, matka upadła przy krosnach! Czuła, jak kobiety pospiesznie rozcierają jej dłonie, wołają jej imię, usłyszała głos Accolona, czuła, jak ją bierze na ręce oraz podnosi. Nie mogła ani się poruszyć, ani przemówić. Pozwoliła się ułożyć na łożu, przynieśli jej wina, czuła, jak napój spływa w jej gardle, chciała powiedzieć, wszystko w dobrze, zostawcie mnie, ale usłyszała tylko, jak wydaje ciche, przerażone chrząknięcia, oraz zamilkła, rozdzierał ją ból, ale wiedziała, że umierając, duża Locha uwolni ją, lecz najpierw ona też musi przejść agonię... oraz nawet kiedy tak leżała, oślepiona, zamroczona, umierająca, usłyszała odgłos myśliwskich rogów oraz wiedziała, że przywożą do zamku ciało Avallocha, zabitego przez lochę w kilka chwil po tym, jak on zabił dzika. Przed zgonem Avalloch zdążył tymczasem zabić lochę... śmierć oraz krew, oraz odrodzenie, oraz przepływ życia wewnątrz lasu, jak czółno śmigające po krosnach... w tę oraz z powrotem... Minęło wiele godzin. non stop nie mogła poruszyć żadnym mięśniem, by nie czuć potwornego, rozdzierającego bólu, ale przyjmowała ten ból niemal z wdzięcznością. Ta śmierć nie może mi ujść zupełnie bezkarnie, lecz ręce Accolona są czyste... Spojrzała mu w oczy. Pochylał się nad nią z troską oraz lękiem, byli przez chwilę sami. – Czy możesz już mówić, moja ukochana? – szepnął. – Co się stało? Potrząsnęła tylko głową, nie mogła mówić. Jego dłonie na jej ciele były delikatne, przynosiły ulgę. Czy wiesz, co dla ciebie uczyniłam, ukochany? Pochylił się oraz pocałował ją. nigdy się nie dowie, jak około byli nieszczęścia oraz zguby. – Muszę wracać do ojca – powiedział łagodnie, smutno. – Szlocha oraz powtarza, że gdybym pojechał, mój brat by nie zginął, zawsze mnie o wszystko obwinia... – Jego ciemne oczy spoczęły na niej, był w nich cień niepokoju. – To ty mi zakazałaś jechać – powiedział – czy wiedziałaś o tym dzięki swoim czarom, ukochana? przez wyschnięte gardło zdołała wydobyć cichy głos. – To była wola Bogini, by Avalloch nie zdołał zniszczyć tego, czego my tu dokonaliśmy – powiedziała. Z wielkim bólem zdołała poruszyć palcem oraz dotknąć węży wytatuowanych na nadgarstku ręki, która gładziła jej policzek. Jego twarz nagle się zmieniła, wyrażała dziś przerażenie. – Morgiano! Czy posiadasz z tym coś wspólnego? Och, mogłam zgadnąć, jak by na mnie, patrzył, gdyby wiedział... – Jak możesz pytać? – wyszeptała. – przez cały dzień tkałam w sali na oczach Maliny oraz służby, oraz pociechy... to była jej wola oraz jej czyn, nie mój. – Ale wiedziałaś? Wiedziałaś? Jej oczy napełniły się łzami oraz powoli potaknęła, a on znów się pochylił oraz ucałował jej usta. – Niech tak będzie. To była wola Bogini – powiedział oraz odszedł. 3 jest takie miejsce w lesie, gdzie płynący strumień zbierał się pomiędzy skałami w